Niebieskie do Lublina pojechały osłabione. Niestety, los nie oszczędza zespołu trenera Knopika od początku rozgrywek. Tym razem z kadry meczowej wypadły Katarzyna Masłowska (problemy ze ścięgnem po meczu z KPR Jelenia Góra) oraz Reanta Kajumowa (wciąż ma problem z plecami). Tym bardziej wiadomo było, że o punkty będzie niezwykle trudno, wszak MKS to hegemon polskiego, żeńskiego szczypiorniaka.

MKS w tym sezonie jeszcze nie przegrał. I niestety także w środę podtrzymał tę passę. Choć naszym zawodniczkom trzeba oddać, że walczyły bardzo dzielne. W 6. minucie prowadziy 5:4 po celnym rzucie Joanny Rodak. Niestety, po kwadransie gospodynie prowadził różnicą sześciu bramek. 

Ogromne problemy chorzowskiej defensywie sprawiały Małgorzata Rola i Dagmara Nocuń. W drugiej połowie formą zaczęły dorównywać im także Marta Gęga oraz Joanna Drabik. Rywalki odjeżdżały Niebieskim coraz mocniej. Te jednak robiły, co mogły, a należy zaznaczyć, że szansę gry otrzymały młode, niedoświadczone zawodniczki (Viktoria Tyszczak, Sandra Kiel czy wracająca po kontuzji Marcelina Polańska). I radziły sobie bardzo przyzwoicie.

Ostatecznie spotkanie zakończyło się bez sensacji - MKS wysoko zwyciężył i umocnił się na pozycji lidera PGNiG Superligi. Teraz przed chorzowiankami kolejny mecz u siebie. O ligowe punkty zagrają 8 października z UKS PCM Kościerzyna.